Co wiesz o ziołach

O ziołach można nieskończenie. I choć kojarzą się głównie z roślinami niezbyt dużymi, to do roślin zielarskich zaliczają się również…drzewa! Wspólny dla nich jest fakt, że zawierają specyficzne związki chemiczne wpływające na nasz organizm inaczej niż tylko żywieniowo. Ich historia ma już  kilka tysięcy lat, a rozpoczęła się od rozpoznania ich właściwości leczniczych. I do dziś trwa ich chlubny pochód dla naszego zdrowia. Wiele roślin zawiera jednak tak silne substancje (zwłaszcza niektóre alkaloidy i glikozydy), że niemożliwe jest ich domowe zastosowanie bo grożą zatruciem np. naparstnica, konwalia, zimowit, dzikie gatunki psiankowatych). Produkuje się z nich leki roślinne niejednokrotnie ratujące życie np. w chorobach serca. W domowej fitoterapii należy wykorzystywać tylko i wyłącznie te, które dobrze znamy (jeśli zbieramy je sami) a najlepiej kupić gotowe preparaty w specjalistycznych i oficjalnych punktach sprzedaży.

Na domowy użytek nie trzeba jednak wcale ryzykować, wystarczy zwiększyć w diecie udział popularnych ziół kulinarnych, zwłaszcza tych świeżych. W sklepach jest teraz sporo takich roślin w doniczkach, z których w domu można zrobić ziołowy ogródek. Bazylia, tymianek, cząber, rozmaryn, kolendra, szałwia, mięta, a nawet wydawałoby się zwykła pietruszka i szczypiorek są doskonałe jako wzmacniacze naszej odporności i odtruwacze organizmu.  Nie mówiąc już ich smaku!  Warto też rozejrzeć się wokół i poszukać doskonale znanych młodych liści mniszka (lekko gorzki smak), krwawnika (pieprzno-ostre), szczawiku zajęczego (kwaśne), pięciornika, jasnoty, no i obowiązkowo pokrzywy.

Zioła na różne sposoby

Każda kanapka, surówka, sos, pasta czy danie na gorąco będzie z nimi smakować doskonale. Nadają się również do dań deserowych (np. melisa, mięta, lawenda, kwiaty bzu czarnego). Na szczęście bardzo modne stały się napoje roślinne – soki wyciskane i koktajle. Te, wprost nie mogą się obyć bez dodatku świeżych ziół. I to nie tylko te zielone. Do żółtych można dodawać płatki nagietka, mniszka (suszone trzeba najpierw podgrzać w wodzie lub mleku), odrobinę kurkumy, a do czerwonych – płatki chabru bławatka, cykorii podróżnik, róży, owoce bzu czarnego itp.

Świeże surowce zielarskie można też z powodzeniem utrwalać w postaci masełek ziołowych (rozdrobnione zioła wymieszane z masłem można przechowywać w lodówce jak zwykłe masło), maceratów w occie lub oleju (zmiksowane zalewamy ciepłym octem lub dobrej jakości olejem. Nie musi to być oliwa z oliwek, czasem jej własny aromat może zdominować smak delikatnych ziół np. melisy. Doskonale sprawdza się dobrej jakości olej z pestek winogron. Uniwersalne zastosowanie mają mrożonki. Świeże zioła w porcji „na raz” zawinięte ściśle w folię spożywczą i w pojemniku włożone do zamrażalnika tracą mniej właściwości niż posiekane bezpośrednio do pojemnika. Posiekane zioła lepiej zamrozić w kostkach lodu, zwłaszcza zrobionego z ich soku.

Zioła nie tylko dla zdrowia, ale i urody

Właśnie takie ziołowe, sokowo-lodowe kostki mogą z powodzeniem służyć jako zimne okłady na opuchlizny pod oczami (z melisy, bławatka, dzikiej róży, mięty, nagietka). Z wielu ziół można samodzielnie przygotować sole kąpielowe (wymieszane z solą morską i zamknięte szczelnie w słoiku po kilku dniach nadają się już do użytku), ekstrakty, olejki, mydła glicerynowe, wody toaletowe i maseczki.  Doskonały efekt myjący i upiększający włosy ma wywar z mydlnicy i suchy szampon ze sproszkowanego korzenia kośćca oraz ziołowe farby i barwiące płukanki do włosów. I nadaje się do tego nie tylko henna – sproszkowane liście lawsonii bezbronnej (Lawsonia inermis) ale również rodzime: rumianek, kwiat dziewanny, korzeń rabarbaru, liście ligustru, fioletowe odmiany malwy (rozjaśniające), szałwia z rozmarynem lub malin (przyciemniające), nagietek, malwa sudańska, szafran (dla rudzielców), kwiat czarnego bzu, liście indygowca (dla czarnulek) i malwa czarna, chaber bławatek, bukwic oraz szałwia (do modnej ostatnio siwizny).

Naprawdę łatwo zrobić własne kosmetyki. Trzeba tylko koniecznie odpowiednio dobrać składniki i sprzęt (wykluczone naczynia teflonowe, aluminiowe i miedziane). Zarówno pod katem potrzeby wykorzystania (do włosów, zębów, skóry, odprężające, tonizujące, nawilżające, wysuszające itp.) jak i ewentualnych alergii na którykolwiek składnik. Nigdy nie wiadomo na co można być uczulonym! Dlatego wcześniej trzeba wypróbować preparat na wrażliwej skórze za uchem lub w zgięciu łokcia.

Czym jest lista roślin trujących?

I tu istotna informacja: istnieje w Internecie tzw. lista roślin trujących, która byłaby ważnym wykazem roślin, których używać nie wolno, gdyby nie to, że jakimś cudem jest zestawem arcyprzypadkowym. Obok mnóstwa faktycznie trujących roślin jak np. tojad, konwalia czy bieluń figurują na niej takie rośliny jak dziurawiec, piołun, jasnota różowa (a czemu nie białej?!), krwawnik, mięta (tylko dwie!), nostrzyki, rdesty i inne powszechnie stosowane i używane zioła nie mówiąc już o … warzywach. Znalazły się na niej nie tylko kozibród łąkowy (dzika salsefia), wężymord niski (dzika skorzonera) ale i gryka, rukiew wodna, łoboda, rzeżucha, szczaw a nawet o zgrozo, chrzan (zwłaszcza korzeń!), rzodkiew (ale nie rzodkiewka!) i sałata!!!. Nie sposób poważnie potraktować takie „rewelacje”, ale na ich tle niebezpieczne jest zlekceważenie rzeczywiście trujących roślin! Trudno powiedzieć skąd się wzięło takie akurat zestawienie. Prawdopodobnie ze względu na wymieniane w opisach niektórych gatunków substancje jak np. lateks w soku sałaty, szczawiany w liściach szczawiu, czy olejki gorczyczne w rzodkwi, o potencjalnie alergennym działaniu.

Pamiętajmy, aby wykorzystywać rośliny znane sobie, szczegółowo opisane w dostępnych mediach, po zasięgnięciu opinii farmaceuty lub w sklepie zielarskim. Unikniemy zdziwienia, i co ważniejsze niebezpieczeństwa, a przysłużymy się podniebieniu, zdrowiu i urodzie.